Karin Smirnoff, następczyni Stiega Larssona: „Gdyby każdy człowiek mógł powiedzieć sobie, że ma już dość, świat wyglądałby zupełnie inaczej”.

Działalność górnicza w szwedzkiej Arktyce, gdzie zmiany klimatyczne otwierają nowe możliwości biznesowe. Bojowe grupy ekologiczne. Społeczności, które otwierają się na pieniądze z zielonej gorączki. A przedsiębiorcy są zawsze gotowi na greenwashing . Oczywiście, także wzrost skrajnej prawicy. Sadomasochizm. Kolejne ciała. I mnóstwo intryg. Karin Smirnoff (Umea, 1964) po raz drugi wciela się w Lisbeth Salander, postać stworzoną przez Stiega Larssona w sadze Millennium , w filmie Kły rysia (Destino/Columna).
I wyraża zaniepokojenie obecną sytuacją: „Żyjemy w czasach, w których zaczyna być ważne zrozumienie, dokąd zmierzamy i co się wydarzy. Co się stanie, jeśli większość zaprzeczy zmianom klimatu, gdy dowody są wszędzie, ale są politycy i inni, którzy nadal będą twierdzić, że one nie istnieją? To tak, jakby świat nie dążył do tego samego celu lub dobra wszystkich, tylko do własnego dobra”.
„Ludzie rabują dla próżności” – pisze w powieści, a na spotkaniu w ambasadzie Szwecji w Madrycie Smirnoff zastanawia się, że „gdyby każdy człowiek mógł powiedzieć sobie, że ma dość, świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ale większość nie potrafi tego zrobić. To bardzo trudne na poziomie osobistym: Czy mam dość? Czy jestem chciwy? A jeśli spojrzysz na to szerzej, jest jeszcze trudniej. Są trumpiści wszędzie, którzy po prostu chcą coraz więcej. Nigdy nie są zadowoleni. Ale to trwa od zawsze, tylko teraz jesteśmy tego stale świadomi. Taki typ osoby, jakim jest Trump, istniał zawsze. Zawsze byli dyktatorzy. To nic nowego, ale stało się ruchem w inny sposób za pośrednictwem mediów społecznościowych i prasy”.
„Gdyby każdy człowiek mógł powiedzieć sobie, że ma już dość, świat wyglądałby zupełnie inaczej”.Niektórzy politycy populistyczni są według niego „sprytni, bo używają innego języka, mówią w sposób zrozumiały dla ludzi. Mają swoje cele i ukrywają je za innymi rzeczami. Mówią, że ponownie uruchomią wszystkie fabryki samochodów w USA. Wielu ludzi powie, że to fantastyczne. Gdyby przyjmowali poważniejsze stanowisko, być może ten polityk powiedziałby, że musimy pomóc tym, którzy nic nie mają, i że być może potrzebujemy trochę wyższych podatków. Ale ludzie nie chcą słyszeć takich rzeczy. Chcą usłyszeć, że wszystko jest w porządku i będzie wspaniale. I to samo dzieje się w Szwecji ze skrajnie prawicowymi Szwedzkimi Demokratami. Mówią o niższych cenach gazu lub prądu. Wszystko kręci się wokół pieniędzy. A ludzie myślą: wspaniale. I głosują, nie myśląc, że za tym celem kryje się inny, bardziej przerażający: Wydalić wszystkich imigrantów. Pracować dla białej rasy. Nienawidzę feministek, homoseksualistów, wszystkiego, co nie jest białym mężczyzną z tradycyjną żoną”.

Szwedzki pisarz Stieg Larsson
Własny„W Szwecji” – wspomina – „postanowili przejść od bycia grupą szaleńców prowadzących kampanię do bycia uznanymi politykami. Zamiast nosić kurtki typu bomber i golić głowy, zakładają krawat i garnitur. Teraz mają 20% głosów. O tym właśnie opowiadały książki Stiega Larssona. A żeby to się skończyło, ludzie muszą otworzyć oczy i zobaczyć, jaki to ma wpływ. A politycy muszą być odważniejsi i myśleć o tym, jak prowadzić politykę, która przyniesie korzyści większości” – podkreśla. I podsumowuje, że w nordyckim noir „zawsze istniała tradycja o charakterze antykapitalistycznym. Masz dziennikarza, władzę i chcesz w jakiś sposób z tym walczyć. I dlatego są bohaterowie tacy jak Salander”. Choć teraz wydaje się, że nie zmierza w tym samym kierunku co reszta świata. „Wiem, że potrzebujemy więcej Salanderów” – uśmiecha się Smirnoff.
lavanguardia